Przejdź do głównej zawartości

"Ferdinand Porsche. Ulubiony inżynier Hitlera" - recenzja

 


Niemcy doczekali się wielu niesamowicie zdolnych inżynierów, którzy swoimi projektami zmieniali oblicze współczesnej mechaniki. Tam, gdzie jedni mówili z powątpiewaniem, że pojazdy nie przydadzą się do niczego podczas wojny, a w przypadku samochodów cywilnych określali je mianem „zbędnej fanaberii”, tak pojawili się drudzy – którzy udowodnili, że potrafią. I z łatwością obalili tezy sceptyków i krytykantów.

Benz, Daimler, Bosch czy Porsche, to nazwiska znane nawet osobom, niezainteresowanym zagadnieniom z techniki czy inżynierii. I na tym ostatnim z wymienionych skupimy dzisiaj uwagę.

Bo oto właśnie jest – recenzja książki „Ferdinand Porsche. Ulubiony inżynier Hitlera”, wydawnictwa RM. Pozycja jest znana na rynku od jakiegoś czasu, ja miałam okazję zapoznać się z nią niedawno.

Początkowo sama nie byłam pewna, czego się spodziewać; myślałam, że to biografia, ściśle związana z współpracą Porsche z niemieckim dyktatorem. Pierwsze strony rozwiały moje wątpliwości.

Nie jest to bowiem biografia w ścisłym tego słowa znaczeniu – sam autor podkreśla, że takie już powstały, a on sam zabrał się do tematu z innej strony. Mianowicie, uwzględniono tu przede wszystkim aspekty technologiczne, a sama książka dotyczy Porsche wyłącznie jako inżyniera i szczegółowo przedstawia rozwój jego kariery.

Wszelkie wątki rodzinne, dzieciństwo, małżeństwo ograniczono do minimum. Już od samego początku jesteśmy wrzuceni do naprawdę głębokiej wody. Z luźnej wstawki o niechęci ojca Porsche do zainteresowań syna mechaniką, płynnie przechodzimy do prób zawarcia przez młodzieńca kontraktów z wojskiem. I musimy – podobnie jak on – zmierzyć się z detalami technicznymi; poprawie wydolności poszczególnych silników i ich umiejscowieniu, kłopotami z samą konstrukcją, zbyt wysokimi cenami oraz niechęci do nowości samego społeczeństwa – które traktuje mobile raczej jako fanaberię, a nie coś istotnie przydatnego.

W końcu coraz bardziej rozbudowana sieć kontaktów, współpraca z równie genialnymi inżynierami zaowocowała wytwarzaniem nowych modeli – zarówno samochodów, samolotów, holowników i ciągników.  Przyznaję, że nie zawsze byłam w stanie przyjąć ten ogrom informacji, których dostarczał autor publikacji.

I tutaj należy pochylić się trochę nad samą pracą Karla Ludvigsena, twórcy książki. Kolokwialnie mówiąc – odwalił nie kawał, ale wielkie kawalicho ciężkiej pracy. Liczne zdjęcia, wydobyte z rodzinnych i państwowych archiwów, same plany konstrukcyjne poszczególnych przedmiotów – czy to silników, czołgów, samochodów, robią wrażenie. A na dodatek mamy fragmenty relacji z poszczególnych spotkań.

Choć książka składa się z osiemnastu rozdziałów, należy je podzielić na dwie główne części – przed współpracą z Hitlerem i w czasie jej trwania. Ostatnie strony dotyczą losów inżyniera po wojnie.

Skupmy się jednak na tych głównych częściach – bo w trakcie czytania zdajemy sobie sprawę, że wszystkie te podawane drobnostki; chęć przebicia się do grona klientów, aby pozyskać finansowanie i same zamówienia, składają się w jedną całość. I tak, jak Porsche zabiegał o względy wojska autro-węgierskiego, tak wszelkie zlecenia były dla niego przede wszystkim wyzwaniami, z którymi musiał sobie poradzić, a które stymulowały go do dalszego działania. Nie powinna zatem dziwić ta kontrowersyjna współpraca.

Byłam bardzo ciekawa, jak autor książki podejdzie do relacji Porsche z Hitlerem. Czy zechce go w jakikolwiek sposób wybielić, sparafrazuje słynne hasło pewnego polityka, że „Porsche nie wiedział o…”?

Nic z tych rzeczy.

Druga część książki, traktująca o współpracy, jest zrobiona w równie rzetelny, acz neutralny sposób. Mamy zatem mnóstwo informacji, popartych dowodami, pozbawionymi jakichkolwiek komentarzy odautorskich. Możemy zatem w pełni przyglądać się relacji i zleceniom – najpierw na samochód „dla ludu”, słynny Volkswagen, finansowany przez hitlerowski rząd. Aż po te modele, które Porsche robił przez większą część dotychczasowego życia – dla wojska.

Samą konkluzją dla tych wydarzeń jest sposób potraktowania inżyniera przez wojska alianckie; stanowi to jednocześnie clue oceny „przydatności” danego człowieka.

Przyznaję, że czasami brakowało mi doprecyzowania pewnych kontrowersyjnych treści. Słynne jest oskarżenie Porsche o kradzież planów konstrukcyjnych samochodu od Skoda – autor zaznacza tylko puentę, że „wszyscy podkradali sobie pomysły, Porsche w innych przypadkach miał genialne pomysły, więc no ile można o tym gadać”. Co nie do końca jest prawdą. Są to jednak pojedyncze przykłady, a sama książka – traktująca przede wszystkim o aspektach technicznych – jest naprawdę wartościową pozycją.

Zdecydowanie poleciłabym ją fanom i fankom historii XX-wieku, militariów i tym, którzy poczują się jak ryby w wodzie, gdy będą czytać o położeniu prądnicy z dodatkiem ilustracji planów technicznych.

Za możliwość zapoznania się z tą książką dziękuję Wydawnictwu RM - https://www.rm.com.pl/


Komentarze

  1. Mnie właśnie tych wątków rodzinnych tutaj zabrakło najbardziej. Z chęcią dowiedziałabym się tego, jaki Porsche było w domu, a nie co skonstruował,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mamy bardzo podobne opinie. Czytałam też recenzję na twoim blogu.

      Usuń
  2. Nie do końca jestem zwolenniczką takiej tematyki, jednak wiem komu mogę ją polecić.

    OdpowiedzUsuń
  3. gubię się w ten tematyce, ale wiem komu mogłabym polecić tę książkę/serię :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Szubienice w średniowieczu i wczesnej nowożytności

  Szubienice.   Wspaniała zabawa dla całej rodziny, przyjaciół i znajomych. Mniejsza dla gwiazdy wieczoru; ale ta nigdy nie narzekała po zakończonej uroczystości. Popularne, filmowe produkcje ukazują, że – często już od czasów średniowiecza i wczesnej nowożytności – skazaniec miał zakładaną pętlę, a na dany znak kat otwierał zapadnię pod stopami nieszczęśnika, który w miarę szybko udawał się na wieczny odpoczynek. Dziać miało się to poprzez nie uduszenie – a skręcenie karku. Wydawałoby się, że to „humanitarna” śmierć; przynajmniej jak na ówczesne standardy. Ilustracja: Kadr z filmu Ballada o Busterze Scruggsie Jednak prawda jest o wiele brutalniejsza; zapadnie zaczynają funkcjonować dopiero od XVIII wieku. A przed tym okresem, skazaniec spędzał długie kilkanaście minut dusząc się.  Śmierć przez powieszenie była przy tym hańbiąca; zarówno odebranie życia w ten sposób uchodziło za upokarzające, tak pozostawienie zwłok na żer dla zwierząt było niezbyt korzystną perspektywą...

Goschwitz - zaginiona średniowieczna wieś na Wzgórzach Strzelińskich. Relacja z otwarcia wystawy archeologicznej.

O Goschwitz, średniowiecznej wsi w okolicy Gromnika na Wzgórzach Strzelińskich, wiedzieli przedwojenni mieszkańcy tych terenów. Jednak na odnalezienie osada musiała czekać prawie sto lat. To co po niej pozostało można obejrzeć w piwnicach strzelińskiego ratusza. Wieś została odkryta w 2013 r., ale wieści o znalezisku ujrzały światło dzienne 4 lata później. Badania były prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego i Politechniki Wrocławskiej z dr Marią Legut-Pintal na czele. Dokładne ustalenie położenia wsi było możliwe dzięki metodzie lotniczego skanowania laserowego.  Co wiemy o Goschwitz?  Wieś została założona pod koniec XIII w. z inicjatywy księcia Bolka I Surowego. Pierwsza wzmianka pojawia się w 1299 r., ostatnia w II poł. XIV w. Podatki płacone przez chłopów trafiały do strzelińskiego klasztoru klarysek. Goschwitz zostało opuszczone w XV w. a  teren dawnej wsi powoli stawał się lasem.  Rekonstrukcja Goschwitz  Wykopaliska na terenie dawnej wsi,...

Bal w Pałacu Zimowym 1903 r. [FOTOGALERIA W KOLORZE]

Był raz bal na sto par... Tu akurat było więcej, bo zaproszono 390 osób. Wszyscy goście zebrali się w Pałacu Zimowym w Petersburgu by uczcić 290 lat dynastii Romanowów. To wielkie wydarzenie odbywało się w połowie lutego i trwało dwa dni. Trudno sobie wyobrazić jakie sumy pochłonęła organizacja ostatniego wielkiego balu carskiej Rosji. Ale na taką okoliczność, prawie trzech wieków dynastii, wszystko musiało być zrobione z przepychem.  Pierwszego dnia goście wysłuchali opery "Borys Godunow", obejrzeli balet z udziałem słynnej Anny Pawłowej, były też oczywiście tańce. Nas jednak bardziej interesuje dzień drugi. Wtedy odbył się bal tematyczny. Wszyscy goście mieli przybyć w strojach z epoki cara Aleksego I (panował w latach 1645-1676). Mężczyzni założyli kaftany i bojarskie futrzane czapki. Kobiety miały na sobie bogato zdobione sarafany, mieniące się złotem, srebrem i kamieniami szlachetnymi. Na głowach natomiast ozdobne, sztywne czepce zwane kokosznikami.  Nawet orkiestra ubra...