Przejdź do głównej zawartości

Fagan B., "Krótka historia archeologii" - recenzja

 


               Książki popularnonaukowe mają w przystępny sposób przybliżyć nawet najbardziej skomplikowane zagadnienia. W takim przypadku nie obędzie się bez wielu uproszczeń, przywołaniu – zwłaszcza w dziedzinach humanistycznych i interdyscyplinarnych – zaledwie kilku teorii, podanych najczęściej w bezrefleksyjny sposób. Sięgając po „Krótką historię archeologii” Braiana M. Fagana miałam to na uwadze. Jednak zachęcona pozytywnymi opiniami i instytucjami, które zgodziły się patronować pozycji, sięgnęłam po nią – wręcz z niecierpliwością.

               I powiedzieć, że to dosyć przeciętna – jak nie mniej – pozycja, to w zasadzie nic nie powiedzieć.

Pierwszym zastrzeżeniem – choć lekkim, nie oceniajmy aż tak po pozorach – było to, że nie napisał jej archeolog, a antropolog. Różnica? Znacząca i to naprawdę mocno rzucało się w oczy w trakcie czytania. Jednak nie uprzedzajmy faktów.

W moje ręce wpadła wersja z wydania drugiego – nie znalazłam informacji, co zostało dodane bądź odjęte z wydania pierwszego i zapewne już się nie dowiem. Jednak nie przedłużając – w „nowej” wersji znajdziemy czterdzieści krótkich, zaledwie kilkustronicowych rozdziałów, które traktują o najsłynniejszych stanowiskach archeologicznych. Oprócz tego, są jeszcze przerywniki opowiadające o badaniach i spostrzeżeniach, które pchnęły tę naukę do przodu; czyli typologię zabytków, dendrochronologię, datowanie C14.

Wydaje się całkiem w porządku, prawda? Otóż nie. Jeśli ktoś jest zaznajomiony z archeologią, zapewne już wie, o co mi chodzi i na jego ustach też błąka się ten lekki uśmiech politowania. A jeśli ktoś nie jest – to zapewne da się zwieść rozdziałom Fagana i utrzyma w głowie konwencję archeologa, jako poszukiwacza przygód – koniecznie z biczem w dłoni i z kapeluszem o szerokim rondzie.

Niestety, ale autor publikacji podziela ten naiwny, popkulturowy zachwyt „awanturnikami”, którzy z łopatą ruszali przekopywać absolutnie wszystko, co się dało, wykradać zabytki i niszczyć stanowiska, które nie były atrakcyjne na tyle, żeby się nimi zainteresować. I choć Fagan w początkowych rozdziałach wspomina, że nie zależy mu na powtórzeniu tego popularnego mitu „poszukiwacza przygód”, że archeologia to coś więcej niż ruszanie z łopatą na kopce, tak… w gawędziarskim stylu powtarza wszelkie błędy, jakie tylko można zrobić.

Fagan wręcz zrównuje poszukiwaczy skarbów, chaotycznie kopiących w ziemi z archeologią. W książce ciężko znaleźć jakąkolwiek refleksję na ten temat. I tak mamy na przykład historię Heinricha Schliemanna, który jest określany jako „naprawdę miły, przyjazny człowiek” (poważnie? Skąd ten wniosek? Schliemann zmarł w 1890, czy autor zdążył go poznać?), odkrywcę Troi i Myken. Co w tym opisie jest nie tak? Wszystko. Fagan posługuje się niewłaściwymi sformułowaniami jak „archeolog-amator”; czyli po prostu osoba, która bezmyślnie kopie. Oprócz tego, sam przytacza, że Schliemann niszczył świątynie, kradł zabytki, nie prowadził – przez większość czasu trwania badań – dokumentacji. I jakie z tego wnioski? „Miły człowiek”, którego z „niewyjaśnionego” powodu nie lubiły ówczesne stowarzyszenia archeologów – to już czasy, kiedy dokumentacja i świadomość badawcza zaczęła stawać na przyzwoitym poziomie.

Czy to był temat, godny poruszenia, aby wyjść poza schemat przedstawiania Schliemanna jako marzyciela, któremu ojciec czytał dzieła Homera? Oczywiście. Jednak nie znajdziemy tego tutaj; wręcz wątek o nim wygląda jak żywcem wyrwany z czasopisma dla śniących o przygodach nastolatkach. Żadnego pochylenia się nad problemem, tylko przekopiowanie najbardziej znanych faktów i pójście „dalej”.

Bowiem właśnie przez większość publikacji tak opisane są wszystkie postacie. Oprócz tego są jeszcze irytujące wtręty narratorskie. Zupełnie jakby autor sam nie był zbyt zainteresowany tematem i musiał zrekompensować to sobie, pisząc krótkie akapity, przypominające fragmenty powieści przygodowych. Mamy tu zatem liczne, gawędziarskie wtręty o czyichś szelmowskich uśmiechach, czyichś płaczących matkach, dramatycznym przedzieraniu się przez dżunglę, wstrzymywanie oddechów – oraz zupełnie „puste” określenia przymiotnikowe, że któryś z opisywanych ludzi „był pogodny i wesoły”, „cichy i nieśmiały” bądź „miał serce awanturnika”.

Są jeszcze toksyczne, mające uchodzić za zabawne, anegdoty. Na przykład przyłożenie komuś naładowanego rewolweru do głowy, aby wymusić na nim zgodę na przeprowadzenie wykopalisk jest przejawem „wspaniałego poczucia humoru”. Przemoc wobec pracowników i traktowanie ich jak bezmyślne maszyny? „Silny, zdecydowany charakter, nieliczący się z głupotą i lenistwem”. Kradzież zabytków z Iraku i kłopoty z rządem? Sam autor tłumaczy, że w sumie, dobrze się stało, bo w Iraku i tak nie było miejsca ani możliwości, żeby je przechowywać (żeby było śmieszniej, mowa o kamiennych obiektach, więc nie wiem, jakiej specyfikacji wymaga ich przechowywanie…). Widać zachwyt autora takimi postawami i charakterem osób. Nie mam pojęcia, na ile przytaczane przez Fagana anegdoty są prawdziwe, jednak nie zmienia to faktu, że czytanie ich było niepokojące, a podanie ich w ten wesoły sposób budziło niechęć. I było całkowicie nienaukowe.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście, jak archeolodzy poszukują swoich stanowisk, to nie dowiecie się tego z tej książki. Ktoś poszedł z łopatą i wykopał sobie miasto – to myśl przewodnia. Oprócz tego mamy jeszcze mnóstwo wstawek, że poszczególni odkrywcy mieli cechy „wybitnych archeologów”, bo… posługiwali się „szóstym zmysłem”, co do wyznaczania miejsc wykopalisk, albo też „posiadali talenty, przeznaczone wielkim”. Brzmi banalnie i jak coś napisane na odczepnego? Takie właśnie jest.

Jakby tego było mało – nie wiem, czy to z winy tłumacza książki, czy też ponownie autora – ale mamy objaśnienia podstawowych definicji wszystkiego. Jako czytelniczka czułam się nieco… potraktowana niepoważnie, gdy w książce znajdowałam wtręty i tłumaczenia, czym były mamuty, botanika, papirus, zoologia czy… nałożnica. Tak, w nawiasach „trudne” słówka są objaśniane. Za to ignorowane są te skomplikowane. O tym, czym jest teledetekcja czy skaning czytelnik dowie się w krótkim rozdzialiku na sam koniec książki; mimo że terminy pojawiają się znacznie wcześniej. Nie dowie się za to, czym jest prospekcja archeologiczna ani o co chodzi z układem warstwowym. Dlaczego? Bo nie. Ważne, że w książce o archeologii jest wyjaśniony termin „nałożnica”.

Są także znaczące błędy merytoryczne. Zwłaszcza w antropogenezie – Neandertalczycy są traktowani jako linia poprzedzająca homo sapiens sapiens, a nie boczna. Zignorowane zostaje ich dziedzictwo kulturowe, techniki, którymi się posługiwali – i których nauczyli homo sapiens – czy sama kwestia krzyżowania się (tak, wszyscy współcześni ludzie mają w sobie część ich genów). Za to mamy tu powielony stereotyp dzikusa, bliskiego małpie, z którym absolutnie nie mamy nic wspólnego. Nie wiem, skąd ta obawa przed uznaniem współczesnych badań, ale jak na książkę, której pierwsza wersja wyszła w 2018 r., to jej merytoryka zatrzymała się gdzieś w latach dziewięćdziesiątych.

Autor nie odróżnia także odkrycia archeologicznego od odkrycia stanowiska archeologicznego. I mamy takie „kwiatki” jak „9-letnia Maria dokonała jednego z największych odkryć archeologicznych”. Na czym polega zasługa Marii? Znalazła w jaskini malowidła. I oczywiście, żeby nie umniejszać temu zdarzeniu, to poprowadzenie narracji w tym stylu, to wręcz oplucie na (ledwie zarysowaną, ale jednak) bazę, w której ludzie poświęcają lata życia na prowadzenie badań.

Ja wiem, to książka popularnonaukowa. Jednak jest napisana przez profesora – a to chyba powinno coś znaczyć. Wydawałoby się, że osoba, która nie jest zainteresowana archeologią, ale która chce coś pokrótce się dowiedzieć, znajdzie tam interesujące informacje. Jednak to jest jak przekopywanie się przez mnóstwo „fejk niusów”, pustych anegdotek, tabunie nazwisk, które można zapomnieć dwa zdania po przeczytaniu. Autor chciał mieć ciastko i zjeść ciastko – niby miało być o archeologii, ale blisko 3/4 książki to anegdoty o poszukiwaczach skarbów, wepchnięte niczym teksty z Wikipedii. Ta 1/4 to interesujące elementy, z których naprawdę dałoby się „wycisnąć” coś więcej i które mają merytoryczną podstawę. Jednak to o wiele za mało. Przy tym mamy jeszcze dosyć mocno zaburzoną etykę i moralność – zarówno osobowości poszczególnych badaczy, jak i ich działań – która jest podana w niezwykle lukrowany sposób. Aby przypadkiem nie zastanowić się, czy niszczenie stanowisk, aby dokopać się do czegoś „ciekawszego”, kradzież dziedzictwa kulturowego, wyzysk tubylczej ludności, siłowe rozwiązania nie jest aby czymś złym. Autor przedstawia to jako pozytywne zjawisko, ot zabawne świadectwo czasów. Należy jednak pamiętać, że to, co może być interesujące (i zabawne) w filmach o Indianie Jones’ie jest niepokojące i przykre, odzwierciedlone w naszych realiach. Fagan – tak rzewnie zapewniający, że to nie jest kolejna, przygodowa i interesująca opowiastka – stworzył kolejną z tej serii. Dla tych kilku merytorycznych, interesujących momentów – naprawdę momentów, nie zliczę, ile razy miałam ochotę książką trzasnąć i rzucić w kąt – niezbyt warto po nią sięgać.

Braianie M. Faganie – stałeś się tym, co obiecałeś zniszczyć.

Komentarze

  1. Ugh, no nie. Bardzo skutecznie mnie zniechęciłaś, a akurat przyglądałam się tej książce. Jednak z archeologią to właśnie jakoś tak jest, że dosyć często popularnonaukowe książki mają braki w kwestii etyki i moralności! Chociaż przyznam szczerze, że to co piszesz o treści rozczarowuje mnie chyba jeszcze bardziej, profesor i takie rzeczy? Oczekiwałabym czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz mimo wszystko się skusić i skonfrontować swoją opinię z tą recenzją.

      Usuń
  2. Tak się właśnie dzieje, gdy ktoś, kto nie zna za dobrze tematu, bierze się za pisanie książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie objaśnianie wszystkiego nie do końca mnie satysfakcjonuje, więc raczej się nie skuszę na ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej póki co nie w moim obecnym kręgu zainteresowań. Wolę obecnie coś znacznie lżejszego. Bardzo rozbudowana recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie! kiedy pisze się książkę sięgając po realny świat, jakieś informację czy wiedzę warto choć trochę zadać sobie trudu aby zgłębić temat... rzeczywiście szkoda czasu na takie pisadła

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Dawny Strzelin na fotografiach. Relacja z premiery albumu "Ocalić od zapomnienia"

We środę 19 października w strzelińskiej bibliotece ( a potem w ośrodku kultury) światło dzienne ujrzał najnowszy projekt poświęcony lokalnej historii.  Album "Ocalić od zapomnienia" przedstawia powojenną historię miasta i jego mieszkańców w latach 1945-1980. Ale zacznijmy od początku... Realizację albumu, w ramach autorskiego programu Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej "Kulturalny Budzik", rozpoczęto we wrześniu ubiegłego roku. Skoro album to muszą być zdjęcia ;) Zbierane one były od mieszkańców Strzelina (zarówno byłych jak i obecnych) przez pracowników biblioteki. Tematyka była przeróżna. Strzelinianie odnaleźli w domowych archiwach fotografie z zakładów pracy, sklepów, wydarzeń kulturalnych... Krótko mówiąc - codzienne życie miasta. Zdjęcia były gromadzone do połowy lutego 2022 r. Opracowaniem historycznym zajął się nauczyciel historii Jacek Dziedziński, a nad całym projektem czuwał dyrektor biblioteki i pisarz Tomasz Duszyński. Część zdjęć można było obe

Specjalsi w powstaniu. Grupa Wawelberg i akcja "Mosty"

Śląsk, noc z 2/3 maja 1921. Wybuch niszczy most w Szczepanowicach. Wkrótce wysadzane są kolejne. To działa Grupa Destrukcyjna "Wawelberga" rozpoczynając III powstanie śląskie. Dwa pierwsze powstania śląskie miały ograniczony zasięg i cele. W aspekcie militarnym zakończyły się przegraną powstańców. Przygotowania do trzeciego przebiegały już znacznie lepiej w aspekcie organizacyjnym. Zaangażowany, wprawdzie w ograniczonym zakresie, był także polski rząd oraz dowództwo Wojska Polskiego. Fakt ten był zatajany ze względu na reakcję międzynarodową. Powstańcy, w porównaniu do poprzednich zrywów, byli również dobrze przygotowani w kwestii zaopatrzenia w broń i amunicję. Swoistą innowacją było przeprowadzenie na znaczną skalę działań dywersyjnych, poprzedzających wybuch walk. Istotą dywersji, było i jest nadal zadanie przeciwnikowi jak największych strat przy nielicznych siłach własnych na jego tyłach. Działania te uderzają głownie w system komunikacji i łączności przeciwnika. Charakt

Historyczno-książkowy sierpień

Dawno mnie tu nie było ale wracam po kilkumiesięcznej przerwie. Żyję i blog też, a przynajmniej mam zamiar przywrócić go do życia 😄 Ostatnie miesiące mój umysł zajmowało prawo jazdy (tak, zdałam) i nowa praca, więc blog poszedł na jakiś czas w odstawkę. Na artykuły historyczne przyjdzie czas tymczasem chcę wam przedstawić kilka tytułów, które gościły u mnie w ubiegłym miesiącu. Zaczynamy! Andrzej Ziemiański "Ucieczka z Festung Breslau" To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. O czym jest książka? Breslau, ostatnie miesiące wojny, agenci różnych wywiadów tropią zagadkę tajemniczych zgonów ludzi powiązanych z wywożeniem z miasta dzieł sztuki. Główni bohaterowie, oficer Abwehry (absolwent Oksfordu i pacyfista) Schielke oraz tajemniczy osobnik o nazwisku Holmes, próbują nie tylko przetrwać wojnę, ale i zapewnić sobie lepsze życie, planując wielki przekręt w gangsterskim stylu. Czytało się rewelacyjnie, wciągnęłam się od razu i nie mogłam oderwać. Świetna dawka akcji i ab