Przejdź do głównej zawartości

Disney a rzeczywistość. Historia Pocahontas (XVII w.)


              Zapewne wiele osób kojarzy film animowany wytwórni Disney o rdzennej, amerykańskiej księżniczce, która zakochuje się w jednym z angielskich kolonizatorów. Dzisiaj przyjrzymy się tej historii na nowo – i spróbujemy z pomocą funkcjonujących zapisków, poszlak wyjaśnić funkcjonujące nieścisłości oraz naiwne uproszczenia.

XIX-wieczny wizerunek Pocahontas


            Sama początek można określić na rok 1607, kiedy to w Nowym Świecie zostaje założona osada Jamestown. Koloniści szybko zaczynają szukać kontaktu z Indianami; wymiana handlowa nie tylko wspomagała rozwój nowo założonych miast, ale i często pozwalała osadnikom w ogóle przetrwać. Funkcjonują liczne zapiski, że to rdzenna ludność – do pewnego okresu – pomagała kolonizatorom wznosić nowe miasta. W kryzysowych momentach dostarczano żywność i zwierzęce skóry, aby przybysze mogli przeżyć. Rozłam najczęściej następował, gdy osady zbytnio się rozrastały, a kolonizatorzy rościli sobie praw do coraz rozleglejszych terenów (tutaj miała też wpływ indiańska koncepcja „nieposiadania ziemi”, więc Europejczycy interpretowali to jako „skoro oni nie uznają ziemi za własność, jest więc ona niczyja, czyli możemy zgarnąć”, ale to temat na inny dzień.) Biorąc pod uwagę początkową – czasami i bezinteresowną – pomoc, współpracę, wymianę handlową bardzo gorzka staje się świadomość, że ostatecznie wymordowano ponad 80% rdzennej ludności, co przekłada się na blisko 55 milionów ludzi.

            Ten wstęp – i zrozumienie następstw oraz „ewolucji” relacji – jest kluczowy, aby w pełni, na podstawie dosyć skąpych danych, poznać historię, legendarnej już, Indianki. Choć w kulturze przetrwała jako „Pocahontas”, naprawdę nazywała się Matoaka i była córką wodza plemienia Powhatan.

            W wielu wersjach tej legendy podkreśla się, że Matoaka zanosiła kolonizatorom żywność, pomagając przetrwać klęski głodu. Jest to nie tylko uproszczenie, ale ukazanie dziewczyny wręcz w disnejowski sposób – gdzie jest ona tak bezinteresownie dobra, że wyłamuje się ze schematu funkcjonowania swojego plemienia. Nic bardziej mylnego. Indianie niejednokrotnie (w początkowym okresie kolonizacji!) decydowali się na udzielenie pomocy. Nie należy więc wątpić, że w podobny sposób potraktowana została osada Jamestown. Matoaka rzekomo miała często przychodzić do miasteczka, przynosić podarki i bawić się z miejscowymi dziećmi. To jest już nieco naiwne stwierdzenie, niepotwierdzone jakimikolwiek godnymi źródłami, więc może skupmy się na faktach.

            John Smith, odgrywający znaczącą rolę w animowanej historii, w rzeczywistości nie był postacią główną. Istotny jest jego dziennik, w którym zapisał – rzekomo – pierwsze spotkanie z Matoaką. Był wówczas około trzydziestoletnim mężczyzną, a wiek Matoaki określił  na „około dziesięciu lat”. Wódz plemienia Powhatan miał uprowadzić część przybyłych kolonistów i skazać ich na śmierć. „Na pierwszy ogień” miał pójść John Smith, któremu miano rozłupać głowę na ofiarnym kamieniu. W ostatniej chwili zjawiła się Matoaka, która własnym ciałem zasłoniła nieznajomego. Jej ojciec tak przejął się tym gestem, że wszystkich uwolnił.

            I zapewne sami już się domyślacie, że ta historia wywołuje mnóstwo kontrowersji współczesnych badaczy. Omawia się ją przede wszystkim w dwóch wersjach – ja jednak dodam także i kolejną, o wiele mniej „sympatyczną” interpretację, która także występuje.

            Zacznijmy więc od interpretacji numer jeden, która tę opowieść uznaje za całkowicie prawdziwą. Z niewyjaśnionych powodów córka wodza miała chcieć się poświęcić „dla obcego” i być tym samym promyczkiem światła wobec zachowań „dzikusów”, którzy z równie niewyjaśnionych powodów gotowi byli zabić część osób, którym niedawno pomagali. Możemy uznać, że relacje między grupami popsuły się do tego stopnia, że poprzez konflikty doszłoby do tak skrajnej sytuacji.

            Druga interpretacja to taka, w które dyskredytuje się sam motyw porwania kolonistów – w tym i Johna, który źle zinterpretował całe zajście, będące tylko farsą i jednocześnie stanowiące rytuał „dołączenia”. To jest chyba jedno z najpopularniejszych tłumaczeń: Indianie zorganizowali spektakl, będący jedynie inicjacją, wedle której koloniści byli tak pozytywnie postrzegani, że zdecydowano się „włączyć ich jak synów” do plemienia. Jest jeszcze taka wersja, że koloniści nieco zaszli za skórę rdzennej ludności, a ta chciała ich w ten sposób nastraszyć i pokazać, kto tu rządzi. Jakkolwiek by nie było, mała Matoaka w tej wersji miała być tylko aktorką, a egzekucja od początku była całkowicie nieprawdziwa.

            Jest jeszcze trzecia wersja. Przyznam, że ta wyjątkowo zdobyła moje serce. Mianowicie, John Smith wymyślił całą tę historię.

            Skąd te pomysły?

            Weźmy pod uwagę kilka czynników:

             John Smith nie był dobrym kapitanem i szybko wkradł się w niełaskę króla. Osada nie prosperowała tak, jak oczekiwano, a John stał się personą non grata. Kolonia w Wirginii podupadała. Stanowią o tym dramatyczne listy Smitha z błaganiami o wstawiennictwo na dworze, pisane do żony Jakuba I, Anny Duńskiej. Właśnie w tych listach do królowej, opisywał niezwykłe zmagania z Indianami i trudności na jakie natrafiał. Bo John nie kończył swojej historii na ratunku z jakim przyszła mu młoda Matoaka. Sam błyskawicznie zdobył sympatię wodza plemienia (który jeszcze niedawno skazał go na śmierć) że ten nazywał go synem. Matoaka natomiast staje się przyjaciółką, która odwiedza go w osadzie Jamestown. I mimo początkowej narracji, że była zaledwie dzieckiem, w kolejnych listach poznajemy ją jako niezwykłą piękność – i jak podkreśla Smith, znacznie „smuklejszą i jaśniejszą” niż wszystkie inne dziewczęta z plemienia Indian – która bohatersko rzuciła mu się z pomocą. Dalej mamy też wersję, że Matoaka określała go kolejno bratem, a później ojcem, który wykreował jej tożsamość. Brzmi patetycznie? Pewnie i tak, jednak znając kolejne losy Matoaki dowiemy się, że angielskiego nauczyła się znacznie później niż przy rzekomym spotkaniu Johna Smitha. Kolejną wskazówką przy tej wersji jest to, że choć John Smith został raniony, wrócił do Anglii i wyzdrowiał, tak nie wyruszył ponownie na wyprawę. Biorąc pod uwagę jego barwne opowieści, zasługi dla kolonii i sympatię, którą wzbudził wśród Indian, wydaje się dziwne, że taki człowiek całkowicie zszedł na drugi plan i nigdy więcej nie pojawił się w osadzie, którą pomagał zakładać.

            I tu wydawałoby się, że koniec wspólnego wątku Johna Smitha i Matoaki – co prawda, mamy jakieś zapiski, jak to rzekomo Matoaka miała rozpaczać po stracie Johna, jak tuż przed własną śmiercią miała go spotkać – i kolejno, przepełniona wściekłością, że nie wrócił i wdzięcznością, że „był jej ojcem” – odejść w zaświaty.

Nie ma namiętnego romansu, nie ma godzenia dwóch światów. Przejdźmy zatem dalej i zostawmy Johna Smitha, który pojawi się na sam koniec historii, jako mglisty cień. Niejako duch minionych świąt.

            Kluczowym punktem w życiu Matoaki było porwanie jej przez Anglików. Z racji tego, że była córką wodza, oczekiwano za nią solidnego okupu – mówi się także o wymianie zakładników.

W kwestii porwania funkcjonują dwie wersje: jedna taka, w której ona sama uciekła od własnego plemienia, które postanowiło zamordować kolonizatorów. Matoaka miała zamieszkać w Jamestown po tym jak ostrzegła mieszkańców przed planowanym zabójstwem. Ci przyjęli ją jak swoją, ona poznała miłość życia. Stąd możemy mieć ten wyidealizowany motyw, jak to Indianka już jako dziecko, woli czas spędzać w mieście i bezinteresownie pragnie ocalić Johna Smitha.

No i oczywiście wersja z porwaniem. Ponownie możemy tę kwestię lepiej poznać ze względu na zachowane źródła. Mamy wymienionego konkretnego inicjatora zdarzenia – kapitana Samuela Argalla, który najpierw umieszcza ją na swoim statku, potem zamyka w Jamestown, by ostatecznie wywieźć do miejscowości Henrico, będącej pod zwierzchnictwem sir Thomasa Dale’a. W kwestii samego okupu, ojciec dziewczyny miał zacząć go spłacać – wątek ten urywa się całkowicie, gdy Matoakę przewożą do Henrico. Musimy mieć na uwadze także i inne wydarzenia: w których bierze udział wspomniany zwierzchnik miejscowości, Thomas Dale, który zaczął zlecać napady na wioski Indian z plemienia Powhatan, aby rozszerzyć własne terytoria. Jakkolwiek by nie mówić, relacje z plemieniem ulegają ogromnemu pogorszeniu. Jeśli ktoś lubi ciekawostkę – to plemię Powhatan nauczyło „białych” sadzenia tytoniu. Kończy się także motyw przynoszenia podarków i żywności.

Natomiast w tym okresie (najprawdopodobniej w 1613 roku. Akcja z ratunkiem dla Smitha miała wydarzyć się w 1608) Matoaka nauczyła się angielskiego.

Jest tu także dosyć mroczny wątek na temat tego, że nie wiedziano, co z indiańską księżniczką można zrobić. Myślę, że z łatwością zauważyliśmy, że Anglicy nie byli skłonni do przekazania Matoaki Indianom, biorąc pod uwagę kilkukrotnie zmienianie miejsca uwięzienia. Wedle tradycji ustnej, którą przekazywali sami Indianie z plemienia Powhatan, w osadzie Jamestown Matoakę miała raz odwiedzić siostra. Jedno spotkanie wystarczyło, aby ta wyznała, że została wielokrotnie zgwałcona przez kolonistów, a obecnie jest w ciąży. Po tym spotkaniu Matoaka została przewieziona do Henrico i już nigdy więcej nie ujrzała nikogo ze swojej rodziny – która także zaprzestała przekazywania okupu.

Możemy sobie wyobrazić w jak trudnej sytuacji pozostawiona została dziewczyna. Jednak tłumaczyłoby to opieszałość Anglików w kwestii wypuszczenia Matoaki – byłoby to ogromnym skandalem dla wszelkich stosunków dyplomatycznych, wręcz przystąpieniem do wojny, na którą Anglicy dopiero się przygotowywali.

Zostaje więc do omówienia kolejny wątek – pobyt Matoaki w Henrico. Wiemy już, że osadą zarządzał Thomas Dale – człowiek, który miał zlecać ataki na wioski Indian. Mamy zatem kolejną, bardzo kontrowersyjną informację – Matoaka, rzekomo, zakochuje się w niezwykle religijnym plantatorze, Johnie Rolfie i mimo że może „wrócić do swoich” decyduje się zamieszkać w Henrico. To wydaje się dosyć nieprawdopodobne z dwóch powodów – podkreślana jest religijność Johna Rolfa, który miał znaczne opory przed wzięciem na żonę nie-chrześcijankę, skąd więc ta płomienna miłość? Dodatkowo, John Rolf w dzienniku pisze, że decyduje się na związek dla „dobra plantacji, dla honoru kraju, dla Chwały Bożej i dla własnego zbawienia”. Oczywiście, jest też dopisek, że ma do „Pocahontas najserdeczniejsze życzenia”. Widzimy zatem, że nie posługuje się – a może nawet nie zna – prawdziwego imienia kobiety, którą obdarzył tak znaczącą sympatią. Ponadto, Indianka jest jego drugą żoną (łącznie miał ich trzy, żyjąc około 37 lat) – można zatem dostrzec pewne „biznesowe” podejście w doborze małżonek. Był to także specyficzny sposób na wybrnięcie znad krawędzi oficjalnej wojny. Indianie także mieli świadomość, że mogą być na straconej pozycji. Ojciec Matoaki miał przesłać jej naszyjnik, z którym się nie rozstawała. Sam nie zdecydował się na spotkanie z córką z obawy, że i on może zostać uprowadzony. W niektórych wersjach podaje się jednak, że posłał dwóch braci Matoaki do Henrico, którzy mieli się wykształcić się w mieście. Jednak ich wątek szybko przepada bez wieści - niekiedy można natknąć się na wersje, że jeden z braci płynął wraz z nią statkiem i był przy niej w jej ostatnich chwilach, jednak źródeł jest wyjątkowo mało, aby ustalić jakiekolwiek dalsze relacje Matoaki z rodziną.

 Matoaka zostaje szybko ochrzczona i przyjmuje imię Rebeka. Biorąc pod uwagę jej porwanie w 1613 roku, przewiezienie do Henrico i ślub w 1614 oraz to, że w 1616 ma już syna, którego zabiera w podróż, wyszukanie pozytywnego wydźwięku całej historii jest bardzo… specyficzne.

Istnieje również wersja, w której w rok porwania, Matoaka zaręczyła się z Indianinem Kocoum’em. Niestety, nie wiadomo o nim zbyt wiele – i ze względu na uprowadzenie narzeczonej oraz na przypuszczenia, że zginął w tym samym roku w starciu z Anglikami.

Ostatnimi znanymi faktami z jej życia jest podróż w 1616 roku do Londynu. Był to wyjazd zorganizowany przez Thomasa Dale’a, który w ramach demonstracji „ucywilizowanego dzikusa” na królewskim dworze, a także chęci zdobycia większego finansowania kolonii, zabrał ze sobą Matoakę oraz jedenastu innych Indian. John Rolf i małoletni syn Matoaki również weszli w skład delegacji. Niestety, dla Matoaki była to podróż tylko w jedną stronę –  w trakcie której pokazywano ją jako przykład „nawróconej dzikuski”, którą starannie nauczono manier. Tutaj na krótko pojawia się także i John Smith –  miał, rzekomo, odwiedzić Matoakę w rezydencji męża. Wedle relacji najpierw wyszła na blisko trzy godziny, a gdy wróciła, z goryczą zwróciła się do Smitha, że oszukał ją i jej lud. Mowa także o przyznaniu przez Matoakę, że jej ojciec nadał z kolei Johnowi znaczny tytuł (tożsamy z „ojcem”), na który zupełnie nie zasłużył. Choć wpisywałoby się to w konwencję narracji pierwszego spotkania Smitha i Matoaki – gdzie rzekomo ojciec dziewczyny uznał Johna za „syna”, tak jest to o tyle kontrowersyjne, że źródła, traktujące o „ostatnim” spotkaniu” zawierają odmienne wersje. W jednej dowiemy się – co zostało już wspomniane – że Indianka była wściekła na Johna, kiedy indziej, że uradowana. Odmienne są także przyczyny występowania emocji; raz mowa, że to z tego powodu, że Smith nigdy więcej nie wrócił do Wirginii, bądź, że Matoaka żyła z przekonaniem, że nie żyje. Innym razem mowa o jej wykorzystaniu, jeszcze kiedy indziej – wykorzystaniu jej ludu i oszustwa (w które teoretycznie Smith nie powinien być związany, bo wyjechał, nim konflikt między plemieniem a kolonistami wybuchł na dobre). Jeśli cokolwiek zostało wtedy powiedziane, to oprócz patetycznych fraz, które zwieńczają ich wspólną historię, nie dowiemy się niczego więcej. John Smith zapewniał, że Matoaka była zachwycona, gdy go spotkała i okrzyknęła go ojcem. Widać tu jakąś różnicę kulturową o charakterze językowym. Zapewne mogło dojść do przyznania Johnowi jakiegoś honorowego tytułu, który został przetłumaczony jako "ojciec" - nie zmienia to faktu, że nie miało to europejskiego wydźwięku i stąd te liczne kontrowersje.

            Matoaka zmarła na statku w drodze powrotnej – mówi się o gruźlicy, tyfusie, a nawet o otruciu. Nie zmienia to faktu, że podróż do Londynu zwieńczyła jej życie, gdy miała zaledwie 22 lata.
           I tu kończy się opowieść - niezwykle smutna historia, z licznymi "dziurami", z której stworzono jakże sympatyczny romans, łagodzący wszelkie starcia kulturowe. Choć ciężko byłoby stworzyć animację dla dzieci, w której wątek Matoaki został opowiedziany w oparciu o funkcjonujące, historyczne poszlaki.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis. dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie: czy w ogóle powinno się robić bajki dla dzieci opierając je na zniekształcaniu faktów? Wpis bardzo ciekawy. Więcej takich proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, zawsze kiedy mówimy o czyjejś historii mamy ogląd tylko 1 aspektu rzeczywistości. Nawet historyk nie zawsze doszuka się prawdy. W końcu może wnioskować tylko na podstawie tych danych, które ma. Weźmy "Anastazję" - plotka, że przeżyła rzeź miała się dobrze przez wiele lat. A bajka to opowieść, która ma czegoś uczyć i z reguły nie chodzi o fakty ;)

      Usuń
  3. Ciekawy wpis i koncepcje. Ta historia była po prostu inspiracją do powstania bajki, albo ktoś chciał zakończyć to tak jak być powinno, bo zachowania ludzkie, które tu wystąpiły wzbudzają oburzające odczucia. Pozdrawiam i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wpis! Znałam jej historię bardzo pobieżnie, nie miałam pojęcia, że jest w niej aż tyle dziur. Zrobiłaś kawał roboty przekopując te wszystkie źródła. Ekstra!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Dawny Strzelin na fotografiach. Relacja z premiery albumu "Ocalić od zapomnienia"

We środę 19 października w strzelińskiej bibliotece ( a potem w ośrodku kultury) światło dzienne ujrzał najnowszy projekt poświęcony lokalnej historii.  Album "Ocalić od zapomnienia" przedstawia powojenną historię miasta i jego mieszkańców w latach 1945-1980. Ale zacznijmy od początku... Realizację albumu, w ramach autorskiego programu Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej "Kulturalny Budzik", rozpoczęto we wrześniu ubiegłego roku. Skoro album to muszą być zdjęcia ;) Zbierane one były od mieszkańców Strzelina (zarówno byłych jak i obecnych) przez pracowników biblioteki. Tematyka była przeróżna. Strzelinianie odnaleźli w domowych archiwach fotografie z zakładów pracy, sklepów, wydarzeń kulturalnych... Krótko mówiąc - codzienne życie miasta. Zdjęcia były gromadzone do połowy lutego 2022 r. Opracowaniem historycznym zajął się nauczyciel historii Jacek Dziedziński, a nad całym projektem czuwał dyrektor biblioteki i pisarz Tomasz Duszyński. Część zdjęć można było obe

Specjalsi w powstaniu. Grupa Wawelberg i akcja "Mosty"

Śląsk, noc z 2/3 maja 1921. Wybuch niszczy most w Szczepanowicach. Wkrótce wysadzane są kolejne. To działa Grupa Destrukcyjna "Wawelberga" rozpoczynając III powstanie śląskie. Dwa pierwsze powstania śląskie miały ograniczony zasięg i cele. W aspekcie militarnym zakończyły się przegraną powstańców. Przygotowania do trzeciego przebiegały już znacznie lepiej w aspekcie organizacyjnym. Zaangażowany, wprawdzie w ograniczonym zakresie, był także polski rząd oraz dowództwo Wojska Polskiego. Fakt ten był zatajany ze względu na reakcję międzynarodową. Powstańcy, w porównaniu do poprzednich zrywów, byli również dobrze przygotowani w kwestii zaopatrzenia w broń i amunicję. Swoistą innowacją było przeprowadzenie na znaczną skalę działań dywersyjnych, poprzedzających wybuch walk. Istotą dywersji, było i jest nadal zadanie przeciwnikowi jak największych strat przy nielicznych siłach własnych na jego tyłach. Działania te uderzają głownie w system komunikacji i łączności przeciwnika. Charakt

Historyczno-książkowy sierpień

Dawno mnie tu nie było ale wracam po kilkumiesięcznej przerwie. Żyję i blog też, a przynajmniej mam zamiar przywrócić go do życia 😄 Ostatnie miesiące mój umysł zajmowało prawo jazdy (tak, zdałam) i nowa praca, więc blog poszedł na jakiś czas w odstawkę. Na artykuły historyczne przyjdzie czas tymczasem chcę wam przedstawić kilka tytułów, które gościły u mnie w ubiegłym miesiącu. Zaczynamy! Andrzej Ziemiański "Ucieczka z Festung Breslau" To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. O czym jest książka? Breslau, ostatnie miesiące wojny, agenci różnych wywiadów tropią zagadkę tajemniczych zgonów ludzi powiązanych z wywożeniem z miasta dzieł sztuki. Główni bohaterowie, oficer Abwehry (absolwent Oksfordu i pacyfista) Schielke oraz tajemniczy osobnik o nazwisku Holmes, próbują nie tylko przetrwać wojnę, ale i zapewnić sobie lepsze życie, planując wielki przekręt w gangsterskim stylu. Czytało się rewelacyjnie, wciągnęłam się od razu i nie mogłam oderwać. Świetna dawka akcji i ab