Przejdź do głównej zawartości

"Marsz głodowy" kobiet z 1981 roku

 

            Dzisiaj jest dobry dzień – tak jak każdy – aby przypomnieć sobie ważną część historii. Niestety, jest to element nadzwyczaj pomijany, traktowany z pewnym pobłażaniem, a jednak odegrał istotną rolę w kształtowaniu się naszej rzeczywistości.


            Porozmawiamy więc o strajkach i manifestacjach głodowych, które miały w latach 80’ XX wieku w Polsce. Kluczowym jest jednak zarysowanie sytuacji – wszak bunt nie przejawiał się nagle, poprzez celowe głodowanie.

Kłopoty z zaopatrzeniem, reglamentacja – ograniczenie wolnego obrotu rynkowego części towarów – doprowadziło do tak skrajnych, ale i groteskowych, sytuacji. Kryzys był sytuacją codzienną; podobnie jak i głód oraz bieda.

„Epidemia niedożywienia” – bo tak tłumaczą to miejscowi lekarze, kiedy zgłaszają się do nich pacjentki, skarżąc się, że ślepną, że mają „migawki przed oczami” i nie mogą już wystać w hali przy krosnach.” – J. Kłosiński, Aż do skutku, „Niezależność”, 1981, nr 157.

Chyba wszyscy pamiętamy – chociażby z tekstów kultury – sceny, jak to półki sklepowe uginają się od pustki, a przed wejściem zbierają się ogromne kolejki. O BHP w zakładach mało kto słyszał – a jak słyszał, to uznawał to za część zaginionej Atlantydy. Więc nie panował wyłącznie głód; ale ludzie stawali się nędznymi trybikami, eksploatowanymi do granic wytrzymałości.

„Te robotnice […], a to było ponad 80%  załóg, pracowały w systemie trzyzmianowym, […] po 8 godzin przez całą dobę, plus w tym czasie […] dodatkowym elementem były tak zwane „doróbki”. Przychodziły w soboty, w niedziele, to znaczy, sobota była pracująca, ale przychodziły, na przykład, po południu i w niedzielę jeszcze, żeby dorobić, żeby wykonać dodatkową normę. Jak moja żona pracowała, to wykonywała 140-150% normy. Wtedy były te zarobki przyzwoite, bo przy 100% były bardzo słabe. I te kobiety, które wychodziły, to był najbardziej tragiczny obraz, który pamiętam. Te kobiety wychodziły z nocnej zmiany o szóstej rano i stawały w kolejce po to, by kupić dosłownie kilkadziesiąt dekagramów czegokolwiek, żeby zanieść dzieciom, mężowi, żeby ugotować obiad, i stały do pierwszej, do drugiej. Na noc szły z powrotem do pracy. Spały dwie, trzy godziny. Bywało jeszcze gorzej, jak jeździły po zakupy, to przyjeżdżały grubo po południu i wtedy nie miały czasu się położyć. Te kobiety były strasznie zrujnowane, one starzały się bardzo szybko, chorowały. Na plecach tych kobiet właściwie spoczywało wszystko, co tylko jest możliwe. Po prostu nie wytrzymywały, i ja to widziałem.” – relacja Grzegorza Popielczyka.

„Stałam trzy dni w kolejce po mięso, dyżurując razem z dziećmi. Nawet podrobów nie dostałam. Byłam siódma, kiedy zabrakło.”

„W okresie letnim zaczęły się niesamowite problemy z zaopatrzeniem.  Rozmawiając w zakładach pracy z kobietami, z członkami „Solidarności”, widziałem brak jakiejkolwiek nadziei, czy nawet chęci do życia, jedno wielkie zmęczenie. Wyglądało to w ten sposób, że rano kobieta szła do pracy, na godzinę 5 zamawiała  sobie miejsce w kolejce. Po zmianie przychodziła  i stała przed sklepem kilka godzin. W międzyczasie musiała nakarmić dzieci, przychodzące do szkoły i wracała do kolejki.” 

- A. Słowik, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemi Łódzkiej NSZZ „Solidarność”.



To były „zwyczajne” dni – oddanie głosu osobom żyjącym w tamtych czasach uznałam za najwłaściwsze, aby zobrazować sytuację.

Właśnie wtedy, gdy obywatele i obywatelki byli na granicy wytrzymałości, postanowiono zacisnąć pętlę.

Choć w lutym 1981 wprowadzono kartki wyłącznie na mięso, tak od kwietnia system ten obejmował coraz więcej towarów – wszelkie produkty mięsne, masło, mąkę, kasze, alkohol, papierosy oraz środki czyszczące. Oczywiście, samo posiadanie kartki i pieniędzy nie zapewniało dostępu do produktów.

Ale że było jeszcze mało, rząd w lipcu 1981 roku zapowiedział podwyżkę cen, przy równoczesnym zmniejszeniu przydziałów kartkowych o 20%.

Zdawało się, że tego nikt już nie zniesie.

„Co robić? Nie mamy innego wyjścia. Większość to matki, trzeba zająć się dziećmi. Przemysł lekki, a praca tu bardzo ciężka, jak w górnictwie. Każda z nas obsługuje po cztery maszyny. Warunki BHP – lepiej nie mówić. Ale żeby było choć co jeść.

Po pierwszej zmianie stoi się w kolejce po warzywa kilka godzin, wtedy chleba nie można już kupić. Przed pójściem do pracy na szóstą kolejki po mleko, masło, śmietanę ustawiają się już o czwartej. A nawet wcześniej. I nie ma gwarancji, że się kupi.

Co to za życie?

Jak rząd śmie nas namawiać w takiej sytuacji do pracy?

To urąga ludzkiej godności. Dzieci w domu nie wiedzą, czy matka, wracając z pracy, przyniesie chleb.”

- M. Wyrwich, Cyframi ludzi nie nakarmisz, „Tygodnik Solidarność” 1981, nr 30.




               Najpierw (25 lipca 1981)  zastrajkowały mieszkanki Kutna – mieszkanki, bo to kobiety w przeważającej większości wystąpiły przeciwko panującej sytuacji.

            Potem ruszyła Łódź – i to właśnie w tym miejscu doszło do najgłośniejszych, czterodniowych protestów. Głównym elementem był „marsz głodowy” kobiet i dzieci, zaplanowany na 30 lipca.

            „Twarzą” i inicjatorką łódzkiego strajku stała się Janina Kończak, działaczka „Solidarności”, która śmiało przemawiała na placu Wolności, domagając się zapewnienia minimum warunków bytowych, nieurągających godności człowieka. Zapłaciła za to bardzo wysoką cenę; została internowana, a jej dzieci trafiły do domu dziecka. Niewiele osób współcześnie wie o takiej personie; kobiecie, która zaryzykowała życiem, aby poderwać miasto do działania i nie dostała wiele w zamian.


Od lewej Jadwiga Szcześkiewicz, Lucyna Woźniak, Janina Kończak. 


            Sama manifestacja okazała się nadzwyczaj udana.

Spodziewano – i obawiano się – reakcji władzy, w tym i prowokowanie do zamieszek, które mogły zostać brutalnie spacyfikowane. Dlatego podjęto staranie o legalizację manifestacji – władze miejskie zaakceptowały trasę przemarszu. Oczywiście; wyrażając zgodę, przygotowali plan zabezpieczenia. Do akcji – podzielonej na pięć sektorów trasie – skierowano 100 funkcjonariuszy SB, drużynę plutonu operacyjnego ZOMO oraz zespół funkcjonariuszy Wydziału Kryminalistyki Komendy Wojewódzkiego MO (ich zadaniem była przede wszystkim dokumentacja „w postaci ustalenia świadków i innych dowodów rzeczowych przeciwko tym, którzy spowodowali naruszenie obowiązującego porządku prawnego). Zorganizowano także cztery ukryte punkty obserwacyjne, a część funkcjonariuszy miało dołączyć do pochodu.


Milicja nie musiała interweniować; same kobiety nie zachowywały się agresywnie wobec funkcjonariuszy, nie dały się sprowokować. Władze – na wieść o tym, że to obywatelki wyszły na ulicę – także nie były pewne, jakiej siły mogą użyć, aby nie sprowokować do jeszcze większych działań.

Nie zmienia to faktu, że zrobiło to wrażenie – tymczasowe, jak to za PRLu – zdecydowano się wstrzymać zapowiedzianą w lipcu podwyżkę cenową, dostarczano także więcej towarów do sklepów.

Do działania ruszyły także mieszkanki innych miejscowości; w Piotrkowie Trybunalskim, Pabianicach, Łasku, Zduńskiej Woli, Tomaszowie, Zelowie. Sprzeciw miał potężną moc.

 

 

Komentarze

  1. Masz rację, że jest to temat pomijany. Coraz mniej osób pamięta te koleiki, a zna je tylko z historii innych osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Okres PRL, przynajmniej za moich szkolnych czasów, był traktowany "po macoszemu", bo nie było już czasu na omawianie. A przecież te czasy to klucz do zrozumienia współczesnej rzeczywistości.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy temat! I faktycznie jakoś tak pomijany przez historię. Fajnie, że o tym napisałaś

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieatety, temat pomijany, choc istotny. Jednak jak widac i jak historia pokazuje w naszym kraju od zawsze ustroj polityczny jakikolwiek by nie byl polega na tym, by ci u wladzy mieli sie jak najlepiej i od obywateli zabrali jak najwiecej. Strajk? Proszę bardzo, przeciez to i tak nic nie daje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno warto wracać do przeszłości i pamiętać o tych wydarzeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Dlatego chcemy przypominać o tym co nieco zapomniane czy mniej znane :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Atak umarłych. Obrona twierdzy Osowiec 1915 r.

I wojna światowa, front wschodni. Niemcy od września 1914 r. usiłują zdobyć rosyjską twierdzę. Po dwóch nieudanych atakach decydują się na użycie najnowszej broni - gazu. Zakładany efekt? Pozbycie się wszystkich obrońców Osowca. Coś jednak poszło nie tak jak planowano...  Tak mógł wyglądać „atak umarłych”.   Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/589619776188613383 /   Twierdza Osowiec położona jest na Podlasiu, około 50 km na północ od Białegostoku. Była elementem rosyjskich umocnień na granicy z Prusami Wschodnimi. Ta „kość w gardle” Niemców zmuszała ich do utrzymywania żołnierzy wysuniętych daleko na północno-wschodniej terytorium. W 1914 roku Osowiec znalazł się na linii frontu wschodniego.  Pierwszy atak na twierdzę miał miejsce we wrześniu 1914 roku. Obrona była możliwa dzięki intensywnemu użyciu samolotów i artylerii. Druga próba, twająca prawie osiem miesięcy rozpoczęła się 30 stycznia 1915 roku. Po nieudanej próbie zajęcia rosyjskiej twierdzy Niemcy zastos...

Bal w Pałacu Zimowym 1903 r. [FOTOGALERIA W KOLORZE]

Był raz bal na sto par... Tu akurat było więcej, bo zaproszono 390 osób. Wszyscy goście zebrali się w Pałacu Zimowym w Petersburgu by uczcić 290 lat dynastii Romanowów. To wielkie wydarzenie odbywało się w połowie lutego i trwało dwa dni. Trudno sobie wyobrazić jakie sumy pochłonęła organizacja ostatniego wielkiego balu carskiej Rosji. Ale na taką okoliczność, prawie trzech wieków dynastii, wszystko musiało być zrobione z przepychem.  Pierwszego dnia goście wysłuchali opery "Borys Godunow", obejrzeli balet z udziałem słynnej Anny Pawłowej, były też oczywiście tańce. Nas jednak bardziej interesuje dzień drugi. Wtedy odbył się bal tematyczny. Wszyscy goście mieli przybyć w strojach z epoki cara Aleksego I (panował w latach 1645-1676). Mężczyzni założyli kaftany i bojarskie futrzane czapki. Kobiety miały na sobie bogato zdobione sarafany, mieniące się złotem, srebrem i kamieniami szlachetnymi. Na głowach natomiast ozdobne, sztywne czepce zwane kokosznikami.  Nawet orkiestra ubra...

Szubienice w średniowieczu i wczesnej nowożytności

  Szubienice.   Wspaniała zabawa dla całej rodziny, przyjaciół i znajomych. Mniejsza dla gwiazdy wieczoru; ale ta nigdy nie narzekała po zakończonej uroczystości. Popularne, filmowe produkcje ukazują, że – często już od czasów średniowiecza i wczesnej nowożytności – skazaniec miał zakładaną pętlę, a na dany znak kat otwierał zapadnię pod stopami nieszczęśnika, który w miarę szybko udawał się na wieczny odpoczynek. Dziać miało się to poprzez nie uduszenie – a skręcenie karku. Wydawałoby się, że to „humanitarna” śmierć; przynajmniej jak na ówczesne standardy. Ilustracja: Kadr z filmu Ballada o Busterze Scruggsie Jednak prawda jest o wiele brutalniejsza; zapadnie zaczynają funkcjonować dopiero od XVIII wieku. A przed tym okresem, skazaniec spędzał długie kilkanaście minut dusząc się.  Śmierć przez powieszenie była przy tym hańbiąca; zarówno odebranie życia w ten sposób uchodziło za upokarzające, tak pozostawienie zwłok na żer dla zwierząt było niezbyt korzystną perspektywą...