Latem 1914 r. gdy w Europie rozpoczynała się wojna, każdy z walczących narodów wierzył, że walka zakończy się za kilka tygodni. Zamiast tego pod koniec grudnia pierwsza wojna światowa pochłonęła już blisko milion ofiar, a końca nie było widać. Ale 25 grudnia 1914 r. w kilku punktach na froncie zachodnim nastąpiło krótkie wytchnienie od walki.
Ta seria nieoficjalnych rozejmów na froncie zachodnim z krótkim obchodzeniem świąt, gestami dobrej woli i człowieczeństwa między wrogami przeszła do historii jako rozejm bożonarodzeniowy. Bardziej formalny rozejm, proponował papież Benedykt XV trzy tygodnie wcześniej, ale walczące narody odmówiły takiego oficjalnego aktu. Krótkie spotkanie wrogów jako przyjaciół na ziemi niczyjej było czymś, czego tysiące ludzi doświadczyło tego dnia ponad 100 lat temu, a dziś to wydarzenie jest często postrzegane jako piękny moment zdrowego rozsądku, który wyróżnia się na tle reszty krwawej wojny - spontaniczny wysiłek niższych szeregów mający na celu stworzenie ogólnego pokoju, który być może mógłby rozkwitnąć, gdyby nie ingerencja generałów i polityków.
Rzeczywistość jest mniej romantyczna i bardziej przyziemna. W grudniu 1914 roku większość żołnierzy na froncie zaakceptowała istniejący stan rzeczy. Wielu jednak było niedoświadczonych i pozbawionych entuzjazmu rezerwistów. Wielu żołnierzy po obu stronach skupiało się bardziej na utrzymaniu ciepła, zapewnieniu pożywienia i unikaniu śmierci niż na dążeniu do celów swoich generałów. Ci ludzie zaczęli angażować się w przyjacielskie przekomarzanie się ze swoimi przeciwnikami na ziemi niczyjej i zaprzestawali ognia w porze posiłków. Gdy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, obie strony otrzymały paczki z prezentami, które w rezultacie dały impuls do wymiany. Ale to nie był nawet pierwszy spontaniczny rozejm w tym miesiącu.
Stało się to więc dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem, ale tydzień wcześniej brytyjski generał Horace Smith-Dorrien wydał szczegółowe instrukcje przeciwko tego rodzaju brataniu się z wrogiem. Pisał, że doświadczenie wojny okopowej pokazuje, że oddziały wroga znajdujące się w bliskiej odległości od siebie, przyjmując mentalność „żyj i pozwól żyć”, którą uważał za największe zagrożenie dla morale, pogrążają się w pewnego rodzaju letargu, z którego żołnierzom niezwykle trudno jest się wydostać i dalej skutecznie walczyć. Tak więc, chociaż to zjawisko jest zrozumiałe i może nawet wzbudzić sympatię, Smith-Dorrien nakazał swoim dowódcom dywizji bezwzględny zakaz wszelkich przyjaznych stosunków z wrogiem.
Ale nawet przestrzeganie tej dyrektywy nadal pozwalało żołnierzom na przygotowanie się do Bożego Narodzenia. 23 grudnia niemiecki żołnierz Karl Aldag napisał, że po obu stronach słychać było kolędy. Niemcy stawiali choinki na parapetach okopów. W Wigilię Bożego Narodzenia 1914 roku pogoda zmieniła się w silny mróz, przez co warunki w okopach były nieco bardziej znośne. W miarę upływu dnia słychać coraz więcej kolęd, jest coraz więcej rozmów, a nawet spotkania. Wiele z tych spotkań ma na celu zebranie ciał poległych. W innych miejscach trwa walka. Oficerowie batalionu nie są pewni, jak zareagować, chociaż generalnie zachowują porządek w bitwie. Noc przynosi czyste, nieruchome powietrze z silnym mrozem. A potem nadeszły Święta Bożego Narodzenia. Nabożeństwa odbywają się za liniami, a kolacje bożonarodzeniowe w stodołach i zrujnowanych budynkach. Na innych obszarach aktywność jest znaczna: 2. Gwardia Grenadierów ponosi straty w dniu ciężkich walk. Gdzie indziej brytyjski pułk odpowiedział ostrzałem na niemieckie kolędowanie, kilku Niemców zginęło podczas próby zawarcia rozejmu.
Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia, przyniósł śnieg. Na niektórych obszarach powrócił przyjazny duch poprzedniego dnia. Stopniowo jednak powracano do normalnej ostrożności w okopach. Panowała jednak ogólnie spokojna atmosfera, ponieważ oficerowie mieli pragmatyczny pogląd na wydarzenia. Jednak wieści o rozejmie osiągały coraz wyższe poziomy dowodzenia. Generał Smith-Dorrien zażądał szczegółowych informacji o jednostkach i oficerach, którzy wzięli udział w zawieszeniu broni, z myślą o postępowaniu dyscyplinarnym, ale jak się okazało, nie podjęto żadnych działań przeciwko żadnej jednostce ani oficerowi. Tego dnia ginie 62 brytyjskich żołnierzy. W ciągu następnych kilku dni znów była paskudna pogoda, ale w niektórych rejonach panował przyjazny nastrój, chociaż otwarte bratanie się ustało, więc w przeddzień Nowego Roku słychać było śpiewy i krzyki, ale nie było rzeczywistego rozejmu.
Ale co tak naprawdę działo się podczas samego rozejmu? Żołnierze rozmawiali ze sobą na ziemi niczyjej. Była duża wymiana prezentów, zaczęło się Boże Narodzenie. Niemieccy żołnierze zamienili drezdeński bożonarodzeniowy tort i kiełbaski na brytyjski dżem lub whisky. Wymieniano brytyjską wołowinę za guziki do mundurów. Niemiecki fryzjer oferował strzyżenie, a inny, żongler, dał zaimprowizowany i nieco surrealistyczny występ w środku ziemi niczyjej. No i oczywiście były mecze piłki nożnej. Ten najbardziej znany odbył się w pobliżu Armentieres, niedaleko granicy belgijsko-francuskiej. Po prostu jakiś brytyjski żołnierz kopnął piłkę nożną ze swojego okopu i chwilę później Niemcy dołączyli. Co to musiał być za mecz, wśród lejów po pociskach, na śliskiej, zmrożonej ziemi. Według dziennika 6 Pułku Cheshire Niemcy wygrali mecz 3-2. Czas rozejmu wykorzystano również do przeprowadzenia rozpoznania okopów wroga.
Jednak ten nastrój radości i pokoju nie był udziałem wszystkich. Rozejm dotyczył głównie jednostek niemieckich i brytyjskich. Francuzi i Belgowie, których kraje były pod niemiecką okupacją, byli mniej chętni. Porozumiano się, by pochować zmarłych i przerwać walki, ale nie można nazwać tego rozejmem. Niektóre wojska brytyjskie donosiły, że francuskie kobiety pluły na nich za udział w rozejmie. I oczywiście nie było prawdziwej nadziei na utrzymanie rozejmu i wojna szybko powróciła z całą furią. W tamtym czasie relacjonowano dość szeroko rozejm, ale, co dziwne, historycy nie okazywali nim zbytniego zainteresowania. Pierwsze kompleksowe spojrzenie na to miało miejsce dopiero w 1981 r. wraz z filmem dokumentalnym BBC „Pokój na ziemi niczyjej” i towarzyszącą mu książką „Rozejm Bożonarodzeniowy”, która zawierała mnóstwo relacji z pierwszej ręki z listów i pamiętników. Ale stało się. W środku największej wojny w historii nadeszła chwila pokoju i człowieczeństwa. Rozejm zakończył się po Bożym Narodzeniu, tak jak się zaczął, oddolnie. Przygotowane wcześniej sygnały, często płomienie, które potwierdzały zakończenie rozejmu. Bożonarodzeniowy rozejm z 1914 r.
Taka chwila już się nie powtórzyła. W grudniu 1915 r., aby zahamować bożonarodzeniowy zastój dyscypliny, brytyjskie dowództwo rozkazało powolny, ciągły ostrzał artyleryjski o każdej porze dnia oraz ataki okopowe w nocy. Niemcy ze swojej strony potwierdzili przepisy zabraniające bratania się, przypominając żołnierzom, że takie czyny są równoznaczne ze zdradą. Choć w zasadzie takie działania nie były nawet konieczne. W drugim roku wojny miały miejsce ataki gazowe, bombardowania, a bitwa pod Verdun, jedna z najkrwawszych w tej wojnie zakończyła się niedługo przed świętami, 18 grudnia. Taka była nowoczesna wojna, inna niż rok wcześniej.
Komentarze
Prześlij komentarz