Przejdź do głównej zawartości

"Dywizjon 303. Walka i codzienność", R. King - recenzja

Dywizjon 303. Ten słynny, polski Dywizjon 303. Jak mówili Anglicy: "Ci cholerni cudzoziemcy". Przeciętny Polak zna ich losy ze szkolnej lektury autorstwa Arkadego Fiedlera (o tej książce jeszcze wspomnę). Powiedziano i napisano o nich wiele. Mi tymczasem niedawno wpadło w ręce opracowanie autorstwa Richarda Kinga. Czy z historii polskich lotników da się jeszcze coś "wycisnąć" i przedstawić ją w ciekawy sposób? Odpowiedź poniżej...

Po wstępnym przejrzeniu, książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. Świetnej jakości archiwalna fotografia na okładce to dla mnie "must have" tego typu publikacji. W środku dostajemy kolejne ciekawe zdjęcia, często wykonane przez samych pilotów. To zdecydowanie czyni lekturę przyjemniejszą. W oczy rzuca się także obecność cytowanych fragmentów raportów i dzienników lotników. Bardzo mnie to ucieszyło, bo kto lepiej opowie historię niż sami jej uczestnicy. Cały tekst publikacji jest przejrzyście podzielony, co ciekawsze uwagi i dodatkowe wyjaśnienia wyróżnia inne tło. To wszystko znacznie ułatwia czytanie.

Teraz to co najważniejsze, czyli treść. Pierwsze dwa rozdziały opisują formowanie dywizjonu, szkolenie polskich pilotów, jak Polacy byli odbierani przez Brytyjczyków. Szczególnie to ostatnie było niezwykle ciekawe, choć prawdę mówiąc nie zaskakujące. Przy opisach tych sytuacji czasami chciało mi się śmiać, bo potwierdzały one stereotypy o Anglikach - zadufanych w sobie wyspiarzach, niechętnych wszystkiemu co niebrytyjskie. Brawa dla autora, Anglika, za rzeczowe i bez ogródek przedstawienie sytuacji. Wartościowym elementem pierwszej części książki są krótkie biografie polskich pilotów, pozwalające czytelnikowi lepiej zapoznać się z bohaterami tej publikacji. Muszę zaznaczyć, że książka ta jest raczej skierowana do angielskiego odbiorcy, ale i ja bardzo chętnie zapoznałam się z tymi biografiami, szczególnie, że pojawiły się mniej znane mi nazwiska. 

Po rozdziałach wprowadzających przechodzimy do meritum publikacji. Dziesięć rozdziałów poświęconych udziałowi Dywizjonu 303 w bitwie o Anglię. Ta część książki w dużej mierze opiera się na świetnym materiale źródłowym jakim są raporty i dzienniki pilotów. Relacje pełne szczegółów, niemal dzień po dniu, dają nam niezwykle kompletny obraz bitwy. Dynamizm opisów pozwala czytelnikowi w pewnym stopniu wczuć się w klimat tamtych dni. Autor nie poprzestał jedynie na przytoczeniu fragmentów dzienników i szerszym wyjaśnieniu ich treści. Jak przystało na pracę badawczą, przedstawił rozbieżności w literaturze, starając się stworzyć jak najbliższy prawdzie obraz wydarzeń. Trzeba pamiętać, ze wiele relacji, wspomnień pilotów, opublikowano już w czasach powojennych, więc nierzadko zdarzały się nich pomyłki, czy w jakimś stopniu rozminięcie się  z faktami. Tym bardziej więc należy docenić tę żmudą pracę nad materiałem źródłowym.

Na uwagę zasługują także końcowe rozdziały. W jednym z nich autor, z sympatią dla Polaków, ale jednak obiektywnie i zgodnie z prawdą historyczną, przedstawia jak potraktowano polskich pilotów i Polskę przez "sojuszników". Jeszcze raz to podkreślę, takie słowa w zagranicznych publikacjach bardzo cenię. Bardzo ciekawym uzupełnieniem jest rozdział, w którym wyjaśniono przyczyny zawyżonych liczb zestrzelonych samolotów. I tu ponownie autor wykazał się znakomitą analiza i weryfikacją materiałów źródłowych. 

Na początku recenzji zaznaczyłam, że wspomnę jeszcze o "Dywizjonie 303" Fiedlera. Dlaczego? Otóż Richard King pod koniec publikacji podjął się niejako recenzji tej książki i wyjaśnił zawarte w niej historyczne nieścisłości (King odniósł się do pierwszego angielskiego przekładu, wydanego w czasie wojny). Z racji tego, że bardzo lubię porównania dzieł kultury z rzeczywistością, ten rozdział był świetną ciekawostką, pozwalającą nieco inaczej spojrzeć na książkę którą pamiętam z czasów szkolnych. Ostatni rozdział przedstawia biogramy wszystkich pilotów Dywizjonu 303, będące uzupełnieniem tych z początkowych rozdziałów i skupiające się na ich  pobitewnych losach. Całość publikacji zamykają dodatki wymieniające pilotów, używane przez nich samoloty i zwycięstwa powietrzne dywizjonu. Jest to swoiste tabelaryczne podsumowanie treści całej książki. 

Co do całości publikacji nie mam większych zastrzeżeń. Jedynie zwróciłam uwagę na skrupulatne podawanie przez autora numerów seryjnych samolotów i oznaczeń jednostek.  Prawdę mówiąc te dane nic mi nie mówiły, jednak uznałam to jako manierę autora-miłośnika lotnictwa. Można więc na ten element przymknąć oko, choć nie wykluczam że dla innych czytelników może to być irytujące. Przystępny język sprawia, że publikację czyta się w miarę szybko. W trakcie lektury da się zauważyć niesamowitą pasję i wielkie zainteresowanie tematyką, którą podjął autor. Ze względu na szczegółowość i objętość treści książkę polecam czytelnikom zainteresowanym II wojną światową, a przede wszystkim pasjonatom historii lotnictwa. 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu RM.

Komentarze

  1. Dobrze, że można wyczuć wielką pasję autora. Ten tytuł polecę siostrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pasjonatką historii lotnictwa może nie jestem, ale takie lektury czasami czytam i to chętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, prawdę mówiąc też na lotnictwie się nie znam, ale lubię literaturę o II wojnie światowej.

      Usuń
  3. Nie słyszałam o tej publikacji, a widzę, że warto się nią zainteresować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno trudno pisać recenzje książki, która w Polsce chyba wszyscy czytali. Ale super dałaś rade 😀

    OdpowiedzUsuń
  5. Może czasem zamiast z nudnych lekcji warto uczyć się historii z takich książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, na pewno z takich książek można wiele dowiedzieć się na interesujące tematy. Ale nie każdemu styl naukowy czy popularnonaukowy przypadnie do gustu.

      Usuń
  6. Na pewno temat jest bardzo popularny, chętnie się skuszę na tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Szubienice w średniowieczu i wczesnej nowożytności

  Szubienice.   Wspaniała zabawa dla całej rodziny, przyjaciół i znajomych. Mniejsza dla gwiazdy wieczoru; ale ta nigdy nie narzekała po zakończonej uroczystości. Popularne, filmowe produkcje ukazują, że – często już od czasów średniowiecza i wczesnej nowożytności – skazaniec miał zakładaną pętlę, a na dany znak kat otwierał zapadnię pod stopami nieszczęśnika, który w miarę szybko udawał się na wieczny odpoczynek. Dziać miało się to poprzez nie uduszenie – a skręcenie karku. Wydawałoby się, że to „humanitarna” śmierć; przynajmniej jak na ówczesne standardy. Ilustracja: Kadr z filmu Ballada o Busterze Scruggsie Jednak prawda jest o wiele brutalniejsza; zapadnie zaczynają funkcjonować dopiero od XVIII wieku. A przed tym okresem, skazaniec spędzał długie kilkanaście minut dusząc się.  Śmierć przez powieszenie była przy tym hańbiąca; zarówno odebranie życia w ten sposób uchodziło za upokarzające, tak pozostawienie zwłok na żer dla zwierząt było niezbyt korzystną perspektywą...

Historia kota domowego

Jedni je kochają, inni nienawidzą (choć nie wiem jak to możliwe). Fakty są takie, że udomowione koty towarzyszą ludziom od tysięcy lat. Jakie było ich miejsce w historii? Obecnie koty są jednymi z najpopularniejszych zwierząt domowych. Badania kociego DNA dowodzą, że dzikim przodkiem naszych „Mruczków” jest jeden z podgatunków żbika. To żbik afrykański, nazywany też kotem nubijskim. Ten dziki krewniak zamieszkuje większą część Afryki oraz Półwysep Arabski. Kot nubijski bywa głównie w rzadko uczęszczanych rejonach pustynnych. Zwrócicie uwagę na umaszczenie żbika afrykańskiego. Piaskowoszare futro, nieco ciemniejsze pręgi. To idealny kamuflaż na pustyni. Macie koty? Być może wasz ulubieniec wygląda podobnie. Sama jestem posiadaczką takich „domowych żbików”. Geny przodków są mocne. Kot nubijski (u góry) i moje koty. Widzicie podobieństwo? Łowcy gryzoni Pojawienie się kota w dziejach ludzi związane jest z historią rolnictwa. Początkowo koty przyciągnęła ilość jedzenia. Te, które wykazały s...

Atak umarłych. Obrona twierdzy Osowiec 1915 r.

I wojna światowa, front wschodni. Niemcy od września 1914 r. usiłują zdobyć rosyjską twierdzę. Po dwóch nieudanych atakach decydują się na użycie najnowszej broni - gazu. Zakładany efekt? Pozbycie się wszystkich obrońców Osowca. Coś jednak poszło nie tak jak planowano...  Tak mógł wyglądać „atak umarłych”.   Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/589619776188613383 /   Twierdza Osowiec położona jest na Podlasiu, około 50 km na północ od Białegostoku. Była elementem rosyjskich umocnień na granicy z Prusami Wschodnimi. Ta „kość w gardle” Niemców zmuszała ich do utrzymywania żołnierzy wysuniętych daleko na północno-wschodniej terytorium. W 1914 roku Osowiec znalazł się na linii frontu wschodniego.  Pierwszy atak na twierdzę miał miejsce we wrześniu 1914 roku. Obrona była możliwa dzięki intensywnemu użyciu samolotów i artylerii. Druga próba, twająca prawie osiem miesięcy rozpoczęła się 30 stycznia 1915 roku. Po nieudanej próbie zajęcia rosyjskiej twierdzy Niemcy zastos...